• Legendy i wierzenia ludowe

        • O ZATOPIONYM MIEŚCIE

           

                      Przez stary gród pszczewski lezący ongiś tu, gdzie obecnie znajduje się półwysep Katarzyna, przechodził stary wędrowiec. Wszędzie gdzie się zjawił, witano go godnie i z należytym szacunkiem. Znał różne ciekawe opowieści i ponadto miał moc czynienia rzeczy niezwykłych. Ale Pszczewianie zarzucali w tym czasie stare dobre obyczaje. Byli kłótliwi i do najgorszych czynów zdolni. Gdy starzec zapukał do wrót grodu obrzucili go wyzwiskami i odprawili ze wzgardą. Opodal grodu mieszkał jednak pewien kmieć, człowiek dobry, który się nad starcem zlitował, przyjął go w dom po staropolsku, nakarmił i udzielił odpoczynku. Starzec użalił się przed kmieciem na jego ziomków. Kmieć współczując mu serdecznie dodał, że i jemu również dokuczyli nie jeden raz. Poprosił jednak starca, żeby jeszcze raz wrócił do grodu i nakłonił mieszkańców do uczciwego życia. Starzec uczynił to. Jednak jego upomnienia były daremne. Wtedy ze smutkiem wielkim przepowiedział, że w krótkim czasie spotka to złe miasto wielkie nieszczęście.

                      Tak się tez stało. Zatrzęsła się ziemia i domy zaczęły się zapadać. Słychać było przeraźliwe krzyki ludności, ryk zwierząt. Wkrótce wszystko zniknęło z oczu, a woda zalała miejsce, na którym znajdowało się ludne ruchliwe miasto. Gładkie fale niczym nie zdradzały, że na tym miejscu rozegrał się straszy dramat.

           

          ***

           

           

                      Do tej legendy można odnieść cały szereg faktów, które miały się zdarzyć w ostatnich kilkudziesięciu latach. Pewnego razu na południowo wschodnim brzegu jeziora zauważono pewną ilość pali dębowych wyłaniających się z wody. Część ich można było łatwo dostrzec stojąc na brzegu jeziora, cześć zaś znajdowała się głębiej. Były one poważną przeszkodą dla rybaków rwały się bowiem o nie sieci. Około roku 1850 pewien rybak wydobył z trudem większą ilość tych pali. Było to belki dębowe ze śladami obróbki i w tak dobrym stanie, że mógł je zużyć do budowy.  Również stare podanie głosi, że w 1830 roku w pobliżu półwyspu Katarzyna rybak łowiący ryby zaczepił siecią o jakiś ciężar przedmiot na dnie jeziora. Mimo nadzwyczajnych wysiłków ciężaru tego nie udało się wyłowić. Podobno rozerwał się sieć i słychać było  dźwięk upadającego żelaza. Przypuszczano, że był to dzwon z legendarnego kościoła na Katarzynie.

                      Są osoby, które twierdzą, że przy przejrzystym lodzie można zauważyć na dnie jeziora dawną ulicę, która prowadziła do półwyspu Katarzyna. Wieść ta jest tak popularna, że powtarza ją ludność, która osiedliła się w Pszczewie po ostatniej wojnie.

           

           

          O ŚWIĘTEJ LIPIE

           

           

                      Podanie głosi iż przechodził  przez Pszczew święty Wojciech udający się do Prus. Był bardzo zmęczony wędrówką i pragnął odpocząć. Ówcześni mieszkańcy Pszczewa odmówili mu jednak jadła i wypoczynku. Zmuszony był pójść dalej. Zatrzymał się wtedy na pobliskim wzgórzu, gorzko zapłakał, wsadził kij wędrowny i zasnął głębokim twardym snem. Wyruszając w dalszą wędrówkę, zostawił swój  kij zatknięty w ziemię . stary suchy kij wypuścił korzenie i zamienił się w drzewo, które z czasem rozrosło się w lipę olbrzymich rozmiarów, zwaną „świętą lipą”.

                      Starzy ludzie wiązali z tą legendą fakt zbudowania przez św. Wojciecha kościoła drewnianego i założenia pierwszej parafii. Stojący na wzgórzu za miastem kościół drewniany na południowo wschodnim brzegu jeziora nazywał się na tą pamiątkę kościołem św. Wojciecha. Rozebrano go w roku 1774 i postawiono na tym miejscu figurę św. Wojciecha, która znajduje się do dnia dzisiejszego.

                       Pamiątkową lipę otaczali Pszczewianie staranną opieką i bardzo troskliwie ją pielęgnowali. Powstała w związku z tym przepowiednia, że zniszczenie lipy spowoduje zniszczenie Pszczewa.

           

           

          LEGENDA O KATARZYNIE

           

           

                      Na południowo wschodnim brzegu jeziora Pszczewskiego znajduje się obecnie półwysep. W miejscu tym wznosił się ongiś gród.  Jeden z władców grodu przyrzekł swą córkę Katarzynę za żonę wojowi z sąsiedniego plemienia. Jak to było wówczas w zwyczaju nie pytał się wcale o zdanie córki. Katarzyna kochała jednak innego rycerza. Pełna rozpaczy, nie widząc innego wyjścia, rzuciła się w fale jeziora. Ojciec pogrążony w głębokim zalu po stracie jedynaczki i pragnąc uczcić jej pamięć wybudował kościół, który nazwał jej imieniem. Miejsce do dnia dzisiejszego nosi nazwę „Katarzyna”.

           

           

          TAJEMNICA JEZIORA CHŁOP

           

           

                      Od niepamiętnych czasów utrzymuje się wśród ludności Pszczewa wiara w tajemnicze zjawisko związane z jeziorem Chłop. Opowiada się tu o mieszkance głębi wodnej, która bardzo rzadko, raz na setki lat, ukazuje się nad powierzchnią jeziora, dając miejscowej ludności różne wieszcze znaki. Ma to być piękna,  młoda postać kobieca, ubrana w białą suknie. Według opowiadań starych ludzi, którzy jeszcze przed wojną żyli w Pszczewie, ostatnie zjawienie się „białej damy” miało miejsce około sto lat temu. Działo się to wkrótce przed wybuchem powstania styczniowego w Królestwie Polskim. Był wówczas cichy, letni wieczór. Przed pałacem majątku grono osób przedłużało wieczorną gawędę. W pewnej chwili spostrzegli oni jasność bijącą od strony jeziora. Zrobiło się widno prawie jak w dzień. Nad środkiem jeziora ukazała się biała postać kobieca opromieniona jasnym swatałem. Chwilę zatrzymała się na miejscu, potem przeniosła się na wzgórze, na wschodnim brzegu jeziora. Zdawało się, że chciała iść dalej na wschód… Po pewnej chwili wróciła znów nad jezioro i zniknęła w głębi.

                      Tradycja miejscowa utrzymuje, że na pamiątkę owego wydarzenia zona ówczesnego właściciela majątku ufundowała figurę i poleciła ustawić ją nad jeziorem – tam gdzie zjawa się zatrzymała.  Ta pierwsza figura była drewniana i z czasem uległa zniszczeniu. Właściciel pola, gospodarz polski, odbudował jednak w tym samym miejscu nową murowaną figurę, która znajduje się tam do dnia dzisiejszego.

           

           

          OPOWIADANIA O STRACHACH

           

           

                      Tuż za Pszczewem, w prawo od strony międzyrzeckiej, prowadzi droga do kuligowa. Drogę tę wybrały sobie za siedzibę dziwne stwory, które nie mało lęku wzbudzają u podróżnych przejeżdżających tędy nocą. Ukazują się one zwykle o północy, w pobliżu miejsca gdzie przechodzi tor kolejowy i gdzie odgałęzia się droga polna w stronę jeziora Szarzeckiego. Są to postacie o ludzkich kształtach, lecz z końską głową. Ukazanie się ich płoszy szczególnie konie idące w zaprzęgu. Zrywają się nagle, stają dęba lub skręcają raptownie wywracając pojazdy z podróżnymi. Ludzie idący pieszo doznają na widok dziwnych stworów takiego leku, że uginają się im nogi, a nawet tracą przytomność. Starzy ludzie opowiadając o tych strachach dzieciom i młodzieży upominają zwykle, żeby wieczorem wcześnie wracali do domu.

           

           

          ***

           

                      Pewien strach obrał sobie miejsce na szosie wiodącej do Szarcza. Ukazuje się ona na mostku obok jeziora. Jest to smukły, wysoki mężczyzna ubrany w czarna zbroję. Staje na skraju mostku trzymając w prawej ręce własną ściętą głowę. Otwarte oczy patrzą jakby żywe i rzucają przerażające błyski. Na kogo spojrzą i rzucają przerażające błyski. Na kogo spojrzą, paraliżują natychmiast jego ruchy. Przechodzień, który napotka dziwnego rycerza nie może mówić i poruszyć ani ręką, ani nogą. Trwa to czasem kilka minut dopóki zjawa nie zniknie. Ukazuje się ona najczęściej młodym pannom spacerującym samotnie wieczorem.

           

          ***

           

                      W prawo od Szarcza, na skrzyżowaniu dróg Szarcz – Kubikowo i Stołuń – Zielomyśl ukazuję się czarny pies. Ma on olbrzymi łeb i długi puszysty ogon. Siedzi zwykle bez ruchu z wywieszonym ognistym językiem , z którego sypia się iskry. Gdy się zna odpowiednie zaklęcie i wypowie je we właściwej chwili pies zmienia się w piękną niewiast, która z uśmiechem znika.

           

          ***

           

           

                      Na południowym brzegu jeziora Bulikowskiego znajduje się Góra Czarownic. Zawdzięcza ona swoją nazwę wierzeniom ludowym. Podobno na tej górze w noc świętojańską zbierają  się czarownice z całej okolicy. Urządzają sobie w tym miejscu ucztę całonocną, połączoną z tańcami i zabawami diabelskimi. Z daleka słychać ich śmiechy do rżenia końskiego. Palą ognie nad, którymi przelatują z wyciem na miotłach. Bierze udział w tym święcie nawet sam lucyper, Książe diabłów, by prawić czarownicom kazania. Ma on swoje honorowe miejsce na wzniesieniu, od strony jeziora. Miejsce to nazywa się dlatego Amboną Diabłów.

           

           

          na podst. Najstarszego przewodnika po Pszczewie autor Franciszek Golz